Dlaczego góry?

Dlaczego góry?

Góry to energia, wielka moc. Tylko one wchodziły w grę w przypadku zmiany miejsca zamieszkania. W górach jest pięknie przez cały rok. Krajobraz zmienia się prawie z dnia na dzień. Nowe kolory, odcienie. Tu nawet smutny listopad jest cudowny… Nie wiedzieć czemu, mało ludzi przyjeżdża tu poza sezonem letnim. A to wielki błąd. Popołudniowe spacery jesienią, przy zachodzącym słońcu są bezcenne. Wokół spokój, w oddali słychać tylko odgłosy przyrody, w lesie już mroczno, ale za to na drogach polnych jeszcze widno. Tam można śpiewać, tańczyć, nikt nie usłyszy, bo nikogo nie ma… a i nie spłoszymy zwierzyny – do lasu radzę nie wchodzić kiedy słońce już zajdzie. Każdy dźwięk ma wtedy zdwojoną moc, a wyobraźnie działa, oj działa. Zdarzało mi się „przyspieszyć” kroku, kiedy usłyszałam w pobliżu łamaną gałąź, a psy patrzyły ze strachem w moją stronę oczekując ewentualnej pomocy.

O urokach zimy w górach nie muszę pisać. I wcale nie musi być wyciągu narciarskiego pod nosem, żeby czuć się wspaniale. Można spacerować, pojechać do Karłowa na biegówki, a i Zieleniec nie tak daleko. Zima to równie cudowny czas i pomimo wielu uniedogodnień – jest w niej coś magicznego, że dość szybko zaczynam za nią tęsknić.

Po zimie przychodzi wiosna, wszystko budzi się do życia. Ptaki uszczęśliwiają nas swoim świergotem, a i nasza rzeczka zaczyna jakoś raźniej płynąć… Trzeba otrząsnąć się z zimowego letargu i brać do pracy. Nie jest już tak spokojnie, widać sąsiadów w ogrodach, na polach. Przestajemy narzekać na wszechobecny od dawna śnieg, na obowiązki z nim związane (odśnieżanie!), na męczące dokładanie do pieca…

I lato – piękny czas, dla nas okres wyjątkowo gorący. Turyści przyjeżdżają, wyjeżdżają, wielki ruch. Nie mamy nawet czasu nacieszyć się tą porą roku. Ale oczywiście nie narzekamy. Ja cieszę się z nadchodzącej jesieni…